sobota, 5 grudnia 2015

Od Cheshire CD Shay'a

- Cóż za spotkanie. - basior uśmiechnął się prezentując kły
Przewróciłam oczami i obeszłam go w koło. Zatrzymałam się centralnie za nim, usiadłam na ziemi wyjmując sztylet. Basior odwrócił się i uniósł brwi. Z pewnością spodziewał się po mnie czegoś więcej. Czego? Chciał satysfakcji z tego, jak wściekła rzucam się na niego po tym jak zabrał mi posiłek. Obracałam broń w dłoniach wpatrując się w ostrze.
- Niezła ironia, co? Obiecałem ci wczoraj, że niedługo znowu się spotkamy. - powiedział po chwili ciszy, ponownie przybierając na twarz głupi uśmieszek
Podniosłam wzrok.
- Co? Ach, te twoje groźby. To było raczej oczywiste, przynajmniej póki nadal jesteśmy w jednej watasze. Wielka szkoda, prawda? - rzuciłam ironicznie
Basior nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie. Wstałam i podniosłam broń na wysokości jego gardła, jednak z dala od niego samego.
- Ale przecież problem zaraz może się rozwiązać. Jeśli ktoś z nas, ta głupsza część nie przestanie prosić się o śmierć. - syczałam przez zaciśnięte zęby, nadal jednak zachowując spokój
Shay uśmiechnął się dziwacznie, próbując pokazać jaki to jest spokojny.
- Już mówiłem, nie boję się ciebie. - odparł
- Nie? A to nawet dobrze. O wiele łatwiej zabić kogoś, kto się tego nie spodziewa. - mruknęłam
- Nie boję się ciebie. - prychnął
Przekręciłam lekko głowę udając oburzenie.
- Już słyszałam to z twoich ust. Mógłbyś postarać się o coś więcej. No cóż, tak czy inaczej... do nie zobaczenia. I postaraj się więcej nie wchodzić mi w drogę. - rzuciłam
Nie zastanawiając się dłużej wolnym krokiem opuściłam polanę, kątem oka spoglądając na basiora. Przestał się szczerzyć, wyglądał jakby próbował zrozumieć co się tu właśnie wydarzyło. Uśmiechnęłam się triumfalnie. Już więcej nie zamierzam hamować swojego instynktu. Nie pozwolę temu szczeniakowi dłużej chodzić po tym świecie, gdy jeszcze raz zrobi coś równie głupiego będzie musiał liczyć się z konsekwencjami. Po drodze do jaskini napotkałam kilka jeleni. Było mniejsze niż to, które wypłoszył mi Shay, ale nadal miałam szansę na posiłek. Skoczyłam na jedną z saren i wbiłam kły w jej szyję. Intensywnie sie broniła, ale po kilku chwilach wydała z siebie głuchy ryk. Upadła na ziemię. Martwa. Podeszłam bliżej i kłami oderwałam z jej szyji duży, ociekający krwią kawał mięsa. Przegryzając go delektowałam się smakiem krwi, która natychmiast wypełniła moje usta i gardło. Myśl o tym, że niedługo mogę spróbować osocza płynącego w żyłach wilka tylko dodawała smaku temu posiłkowi. A kiedy wyobraziłam sobie zmaltretowane ciało Shay'a, z którego wypływają litry krwi poczułam, jak mój apetyt natychmiastowo rośnie.
<Shay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz