Kiedy o świcie wybrałam się na spacer, planowałam jedynie samotną wędrówkę w świetle różowego światła bijącego od słońca, które dopiero co wspinało się na horyzont. Chciałam zatrzymać się na Wybrzeżu, by obserwować pierwsze promienie w zimnych barwach charakterystycznych dla fauny rozwkitającej przy brzegu. W dodatku w wodach roiło się od pysznych ryb, które były nawet lepsze od większości zwierząt skrytych w lasach. Już niemal czułam przyjemne zimno okalające moje ciało gdy skakałam między łagodne fale. Tymczasem, w połowie drogi zatrzymała mnie Rosaline. Byłam tak zamyślona, że niemal na nią wpadłam. Przywitała mnie swoim charakterystycznym uśmiechem, na widok którego przewróciłam z irytacją oczami. Jak bardzo denerwowały mnie wilki, które potrafiły cieszyć się... z życia. Na jej ramieniu dostrzegłam jakieś zwierzę. Feniksa. W ciągu całego życia widziałam niejedno takie stworzenie, jednak magiczna aura bijąca od niego wprowadziła mnie w stan błogiego spokoju.
- Nowe zwierzątko? - mruknęłam obchodząc wilczycę wokół
Ta pokręciła twierdząco głową. Wzruszyłam ramionami, po czym wolnym krokiem ruszyłam przed siebie.
- Dokąd idzesz? - spytała wadera
- Nad morze. - odparłam nawet nie odwracając głowy
Rosaline ruszyła z miejsca i podbiegła bliżej. Feniks zleciał z jej ramienia i frunął teraz nad nami. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Może pójdziemy tam razem? W towarzystwie weselej. - powiedziała lekko trącając mnie w ramię
Rzuciłam jej spojrzenie spode łba, w moich oczach nadal malowało się zdziwieniem. Odchrząknęłam.
- Wprawdzie nie za bardzo się z tobą zgadzam, ale nie będziesz specjalnie przeszkadzać. - mruknęłam po chwili
Rosaline ponownie się uśmiechnęła, po czym wyrównała ze mną kroki. Szłyśmy w ciszy, mimo że wadera co chwilę starała się zarzucić jakiś temat ja zbywałam ją milczeniem. Dopiero kiedy przed naszymi oczami ukazał się piaszczysty brzeg wstąpiło we mnie dziwne ożywienie. Usta zadrżały w dziwnej parodii uśmiechu, tylko na tyle było mnie stać. Podeszłam do przodu i usiadłam na ziemi tak blisko do wody, jak było to możliwe. Przy każdym przypływie o moje łapy moczyła przyjemnie zimna woda, wysuwająca się na brzeg w postaci lekkich fal. Natychmiast rozmarzyłam się widząc słońce wysuwające się z wody na horyzoncie. Miało teraz nietypową czerwoną barwę. Morze wydawało się takie bezkresne, spokojne... ciche i piękne.
- Czy to nie wspaniałe? - szepnęłam po chwili
Rosaline podniosła głowę i mruknęła coś w odpowiedzi. Bardziej interesowały ją białe muszle i fragemnty bursztynu, które zawzięcie wykopywała z piasku. Nieco zrezygnowana pokręciłam głową.
- Słuchaj... wczoraj widziałyśmy się w tamtej dolinie. - zaczęłam mówić
Wadera przestała rozrzucać piasek i obrzuciła mnie zaniepokojonym spojrzeniem. Widać było, że z trudem stara się zachować spokój.
- Owszem. - odparła
- Wyglądałaś wtedy na zaniepokojoną. Czy coś się stało, szukałaś czegoś? Nie chcę wyjść na wścibską, ale... wyglądało to nieciekawie. - ciągnęłam
Rosaline stanęła bez ruchu. Przez chwilę wyglądała jakby biła się z myślami, czy nie podzielić się ze mną informacjami. Po chwili jednak zbliżyła się do mnie i wzięła głęboki wdech. Zaczęła mówić.
<Rosaline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz