-Nope. Mówi się "słowo honoru".-odpowiedziałam śmiejąc się.
Ustaliliśmy trasę wyścigu. Ponieważ ściemniało się, meta była obok
jaskini Lucasa. Ja musiałabym przejść jeszcze jakiś kilometr-dwa.
-Trzy.... Dwa.... START!
-Osz ty! - krzyknął basior goniąc za mną. -I tak wygram!-dodał żartobliwie.
Po drodze do końca na naszej trasie stanęło stado "magirożców" (jak
zdążyłam kiedyś nazwać). W sumie były to nosorożce. Kiedy tylko je
ujżałam krzyknęłam;
-Zawracać!- i pognałam dzikim pędem w przeciwnym kierunku. To samo zrobił Lu.
Wyścig już się kończył. Jak przypuszczałam, wygrał samiec.
-Dobranoc- powiedziałam i pobiegłam kłusem w stronę mojej jaskini.
Kiedy już byłam przy wejściu usłyszałam głos.
-Witaj Blusji...
-Kim jesteś?!
-Twoim koszmarem...- podczas gdy cień to wypowiadał poczułam, że coś
mnie łapie z tyłu. Chciałam coś powiedzieć, ale już nie mogłam bo miałam
zatkane usta (pysk)...
Lucas? Pomimo "sojuszu" i tak jest mój złośliwy charakterek >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz