niedziela, 29 listopada 2015

Od Cheshire Cd. Shay

Westchnęłam i machnęłam łapą w kierunku jaskini, z której wyszedł basior.
- Podziękuj tej swojej panience za propozycję. Czuję się zobowiązana. - powiedziałam
Basior przechylił lekko głowę i popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Chrząknął, po czym wykrztusił:
- Ja... Dobrze, przekażę. Coś jeszcze?
Odwróciłam się kiwając głową z irytacją. Być można uznał to za odpowiedź mówiącą ,,nie'', być może tak jak ja był już znudzony takim towarzystwem,
bo wycofał się i wrócił do groty. Ja natomiast ruszyłam przed siebie chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Nie mam pojęcia czemu, ale basior irytował mnie tak mocno że brakowało chwili, abym go tam nie rozszarpała na strzępy. Drugą dziwaczną rzeczą był fakt, że jeszcze tego nie zrobiłam. Byłam jednak tak zszokowana propozycją tej drugiej wilczycy, że czułam jak mimowolnie trzęsą mi się łapy. W dodatku nadal towarzyszyło mi okropne zmęczenie, więc nie miałem teraz siły i ochoty analizować całej sytuacji. Pozwoliłam żeby tysiące myśli zalało mi umysł, abym tylko przestała myśleć o tej jednej sytuacji. Postanowiłam poszukać innego spokojnego miejsca, tym razem gdzieś na łonie natury.
Tak... jakieś ciepłe miejsce skryte w cieniu, gdzie będzie można całkowicie zapomnieć o zmartwieniach. Rozejrzałam się wokół i zaczęłam myśleć nad najlepszym możliwym kierunkiem, jednak po chwili dałam sobie spokój. Ruszyłam przed siebie przeskakując przez jakieś rozwalone drzewo pokryte mchem. Im dalej szłam widziałam, że teren coraz bardziej zaczyna się zmieniać. Drzewa rosły coraz bardziej, a zamiast ciernistych chaszczy ziemię porastała soczyście zielona trawa. Korony drzew odsłaniały coraz więcej nieba, które było pokryte jasnymi gwiazdami. I nie myliłam się, po kilku kwadransach stanęłam na skraju lasu. Dokładniej na łące, przez której środek przepływała rzeka. Uśmiechnęłam się do siebie i zbliżyłam do brzegu obmywając nieco pysk. Zimna woda niezwykle mnie orzeźwiła. Nie myśląc już zbyt wiele położyłam się pod rosnącą niedaleko wierzbą i zamknęłam oczy wschłuchując się w śpiew ptaków. Zasnęłam. Obudziły mnie dziwne dźwięki, które przypominały nieco kroki. Spojrzałam na niebo. Wprawdzie nadal było granatowe, ale mogłam mieć pewność że minęło co najmniej kilka godzin od kiedy zasnęłam. Natychmiast podniosłam się i rozejrzałam po łące. Nikogo tu nie było, dźwięki musiały pochodzić z lasu. Szybko podbiegłam na jego skraj, adrenalina posuwała mnie do działania. Kilka metrów ode mnie spostrzegłem jakąś waderę. To z pewnością ta, która wczoraj proponowała mi członkostwo w watasze. Przyczajona stąpała lekko po trawie. Po co? Po chwili jednak wszytko stało się jasne, w oddali pojawiło się stado jeleni. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zanim zdążyła mnie zobaczyć wskoczyłam na drzewo i wspięłam się na wyższe gałęzie. Przeskoczyłam na kolejne, a potem na jeszcze inne tak, by być jak najbliżej rogaczy. Kiedy uznałam, że odległość jest dobra zdjęłam łuk, który dotychczas miałam zarzucony na ramię i napięłam strzałę. Kiedy ją puściłam, jedna z saren padła martwa. Zanim reszta zdążyła rzucić się do ucieczki strzała zatopiła grot w szyi dużego samca. Zadowolona ze swojej roboty zeskoczyłam z drzewa lądując przy wilczycy, która przed chwilą szykowała się do skoku. Z początku nie mogła zrozumieć o co chodzi, ale gdy zobaczyła łuk w mojej łapie zaczęła warczeć myśląc, że wypłoszyłam jej zwierzynę.
- Są dla ciebie. Traktuj to jak prezent. - powiedziałam spokojnie prezentując zwierzynę
- Jak to prezent?
Westchnęłam, słowa które teraz miałam powiedzieć ledwo przechodziły mi przez gardło.
- Rekompensata za propozycję dołączenie do watahy. Jeśli nie zdążyłaś jej wycofać, to z chęcią zawitam w waszych szeregach.
Rosaline bez chwili wahania (co było dziwne) uśmiechnęła się.
- Zostajesz przyjęta. Serdecznie witamy. Pokażę ci jaskinię w której zamieszkasz. - jej entuzjazm był nawet nieco irytujący
Wskazała mi drogę przez las, mówiąc, że po zwierzynę wróci później. Wzruszyłam ramionami i podążyłam za nią. Po drodze dużo mi opowiadała o całym mechaniźmie działania watahy, ale ja szczerze mało jej słuchałam. Cieszyłam się, co dziwnie naprawdę cieszyłam się z nowej przyszywanej rodziny. W sumie na tym polega wataha. Chwilę później stałyśmy już przez dużą jaskinią. Rosaline wyjaśniła mi, że to tu zamieszkam i pożegnała mnie wesoło. Burknęłam coś w odpowiedzi i szybko skoczyłam do środka. Westchnęłam rozmarzona na widok nowego domu. Grota była wielka, choć mniejsza od tej zamieszkiwanej przez Shay'a i Rosaline. Z sufitu wystawały kamienne słupy, a ze skał wyrastały różnokolorowe kryształy. Moją uwagę najbardziej zwróciły jednak wielkie budowle przypominające łuki. Rzuciłam łuk na ziemię i czym prędzej podbiegłam bliżej. W tej samej chwili moją uwagę przykuła jednak inna rzecz.
- Witaj. - usłyszałam czyjś głos
Natychmiast odwróciłam się do źródła dźwięku. Okazało się, że to głos Shay'a, który stał w wejściu do groty.
- Czego chcesz? - mruknęłam starając się zachować spokój
<Shay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz