Westchnęłam i machnęłam łapą w kierunku jaskini, z której wyszedł basior.
- Podziękuj tej swojej panience za propozycję. Czuję się zobowiązana. - powiedziałam
Basior przechylił lekko głowę i popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Chrząknął, po czym wykrztusił:
- Ja... Dobrze, przekażę. Coś jeszcze?
Odwróciłam się kiwając głową z irytacją. Być można uznał to za odpowiedź
mówiącą ,,nie'', być może tak jak ja był już znudzony takim
towarzystwem,
bo wycofał się i wrócił do groty. Ja natomiast ruszyłam przed siebie
chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Nie mam
pojęcia czemu, ale basior irytował mnie tak mocno że brakowało chwili,
abym go tam nie rozszarpała na strzępy. Drugą dziwaczną rzeczą był fakt,
że jeszcze tego nie zrobiłam. Byłam jednak tak zszokowana propozycją
tej drugiej wilczycy, że czułam jak mimowolnie trzęsą mi się łapy. W
dodatku nadal towarzyszyło mi okropne zmęczenie, więc nie miałem teraz
siły i ochoty analizować całej sytuacji. Pozwoliłam żeby tysiące myśli
zalało mi umysł, abym tylko przestała myśleć o tej jednej sytuacji.
Postanowiłam poszukać innego spokojnego miejsca, tym razem gdzieś na
łonie natury.
Tak... jakieś ciepłe miejsce skryte w cieniu, gdzie będzie można
całkowicie zapomnieć o zmartwieniach. Rozejrzałam się wokół i zaczęłam
myśleć nad najlepszym możliwym kierunkiem, jednak po chwili dałam sobie
spokój. Ruszyłam przed siebie przeskakując przez jakieś rozwalone drzewo
pokryte mchem. Im dalej szłam widziałam, że teren coraz bardziej
zaczyna się zmieniać. Drzewa rosły coraz bardziej, a zamiast ciernistych
chaszczy ziemię porastała soczyście zielona trawa. Korony drzew
odsłaniały coraz więcej nieba, które było pokryte jasnymi gwiazdami. I
nie myliłam się, po kilku kwadransach stanęłam na skraju lasu.
Dokładniej na łące, przez której środek przepływała rzeka. Uśmiechnęłam
się do siebie i zbliżyłam do brzegu obmywając nieco pysk. Zimna woda
niezwykle mnie orzeźwiła. Nie myśląc już zbyt wiele położyłam się pod
rosnącą niedaleko wierzbą i zamknęłam oczy wschłuchując się w śpiew
ptaków. Zasnęłam. Obudziły mnie dziwne dźwięki, które przypominały nieco
kroki. Spojrzałam na niebo. Wprawdzie nadal było granatowe, ale mogłam
mieć pewność że minęło co najmniej kilka godzin od kiedy zasnęłam.
Natychmiast podniosłam się i rozejrzałam po łące. Nikogo tu nie było,
dźwięki musiały pochodzić z lasu. Szybko podbiegłam na jego skraj,
adrenalina posuwała mnie do działania. Kilka metrów ode mnie
spostrzegłem jakąś waderę. To z pewnością ta, która wczoraj proponowała
mi członkostwo w watasze. Przyczajona stąpała lekko po trawie. Po co? Po
chwili jednak wszytko stało się jasne, w oddali pojawiło się stado
jeleni. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Zanim zdążyła mnie zobaczyć
wskoczyłam na drzewo i wspięłam się na wyższe gałęzie. Przeskoczyłam na
kolejne, a potem na jeszcze inne tak, by być jak najbliżej rogaczy.
Kiedy uznałam, że odległość jest dobra zdjęłam łuk, który dotychczas
miałam zarzucony na ramię i napięłam strzałę. Kiedy ją puściłam, jedna z
saren padła martwa. Zanim reszta zdążyła rzucić się do ucieczki strzała
zatopiła grot w szyi dużego samca. Zadowolona ze swojej roboty
zeskoczyłam z drzewa lądując przy wilczycy, która przed chwilą szykowała
się do skoku. Z początku nie mogła zrozumieć o co chodzi, ale gdy
zobaczyła łuk w mojej łapie zaczęła warczeć myśląc, że wypłoszyłam jej
zwierzynę.
- Są dla ciebie. Traktuj to jak prezent. - powiedziałam spokojnie prezentując zwierzynę
- Jak to prezent?
Westchnęłam, słowa które teraz miałam powiedzieć ledwo przechodziły mi przez gardło.
- Rekompensata za propozycję dołączenie do watahy. Jeśli nie zdążyłaś jej wycofać, to z chęcią zawitam w waszych szeregach.
Rosaline bez chwili wahania (co było dziwne) uśmiechnęła się.
- Zostajesz przyjęta. Serdecznie witamy. Pokażę ci jaskinię w której zamieszkasz. - jej entuzjazm był nawet nieco irytujący
Wskazała mi drogę przez las, mówiąc, że po zwierzynę wróci później.
Wzruszyłam ramionami i podążyłam za nią. Po drodze dużo mi opowiadała o
całym mechaniźmie działania watahy, ale ja szczerze mało jej słuchałam.
Cieszyłam się, co dziwnie naprawdę cieszyłam się z nowej przyszywanej
rodziny. W sumie na tym polega wataha. Chwilę później stałyśmy już przez
dużą jaskinią. Rosaline wyjaśniła mi, że to tu zamieszkam i pożegnała
mnie wesoło. Burknęłam coś w odpowiedzi i szybko skoczyłam do środka.
Westchnęłam rozmarzona na widok nowego domu. Grota była wielka, choć
mniejsza od tej zamieszkiwanej przez Shay'a i Rosaline. Z sufitu
wystawały kamienne słupy, a ze skał wyrastały różnokolorowe kryształy.
Moją uwagę najbardziej zwróciły jednak wielkie budowle przypominające
łuki. Rzuciłam łuk na ziemię i czym prędzej podbiegłam bliżej. W tej
samej chwili moją uwagę przykuła jednak inna rzecz.
- Witaj. - usłyszałam czyjś głos
Natychmiast odwróciłam się do źródła dźwięku. Okazało się, że to głos Shay'a, który stał w wejściu do groty.
- Czego chcesz? - mruknęłam starając się zachować spokój
<Shay?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz