Przed pięcioma czy dziesięcioma minutami temu, stoczyłam walkę z
wilkołakiem. Był świetny w walce, a jego szybkość dorównywała mojej. Po
kilkuminutowym biegu, gdzie miałam zamiar uciec, stworzenie wyskoczyło
przede mną. Sierść miał czarną, a jego oczy były czerwone z furii. Nie
wiem co go tak zdenerwowało, ale widocznie chcę się wyżyć na mnie. Był
ode mnie wyższy chyba o dwie, albo i o trzy głowy, a niska to ja nie
jestem. No i co miałam zrobić? Chciałam jeszcze przeżyć, a nie po to
ćwiczę tyle czasu. Stanęłam do walki.
W dłoni niczego nie miałam. Tylko na plecach zarzucony kołczan ze
strzałami i jeden drewniany łuk, a wszystko to własnoręcznie robione. Na
początku unikałam jego skoków, zamachów czy prób staranowanie mnie, a
nawet prób ugryzienia mnie. Szybki był, ale ja zwinniejsza. Gdy zawalił
głową o drzewa, miałam trzy sekundy przewagi. Szybko wdrapałam się na
drzewo, które było najbliżej mnie i które umożliwiało wejście na nie
dzięki grubym i mocnym gałęziom. Jednak był szybszy niż myślałam. Gdy
ostatnia noga, czyli lewa miałam się znaleźć na górze, zamiast być na
dole, na takiej odpowiedniej wysokości dla stworzenia, wilkołak to
wykorzystał i zdążył mi przeciąć łydkę tak, aby krew z niego zaczęła
wypluwać bardzo szybko. Znalazłam się może z sześć metrów nad ziemią, a
stworzenie nie mogło mnie już dotknąć. Nieudane próby wejścia na drzewo
skończyły się tragicznie.
Wyciągnęłam strzałę i napięłam cięciwę. Wycelowałam. Wystrzeliłam w jego
głowę, która została przebita na wylot przez strzałę. Wilkołak już nie
miał szans na powstanie, więc nie miałam się już czego bać.
Zeszłam z drzewa próbując wytrzymać ból. Miałam teraz problem z
chodzeniem, jednak strzałę którą posłałam w jego łeb, została przeze
mnie wyjęta. Wytarłam krew o bluzkę i spojrzałam na ubranie. Wszystko
było brudne, w piachu i błocie. Nic dziwnego. Przed spotkaniem tego
potwora wywaliłam się kilka razy, bo przywaliłam niechcący w drzewo, a
potem obraz był podwójny i rozmazany.
Otworzyłam oczy. "Znowu dziwny sen" pomyślałam zdajac sobie z tego
sprawę po sekundzie patrzenia przed siebie. Lażałam na łące. Miękkiej i
mokrej, a do tego świeżej trawie, którą wkrótce pokryje śnieg. Przede
mną była woda, małe jeziorko. Ktoś nade mną stał. Widziałam cień tego
kogoś, oraz go czułam. Wstałam i się otrzepałam, a osobnik odsunął
trochę, aby dać mi więcej przestrzeni. Spojrzałam na niego. Normalny
wilk. Staliśmy i patrzyliśmy tylko na siebie. Żadne z nas się nie
odezwało. Ja nie wiem po co bym miała się odzywać, oraz o czym bym miała
rozmawiać. Wczoraj dołączyłam do tej watahy. Jeśli ten wilk jest także z
tego stada, zapewne mnie nie zna i się spyta, kim jestem. Nie musi
wiedzieć, a ja przyjaciół nie potrzebuje. Przynajmniej jak na razie. W
ciszy podeszłam do wody i się jej napiłam, gasąc pragnienie, które mnie
drapie od mojego obudzenia, a nawet od czasu próbu ucieczki przed
wilkołakiem we śnie. W uszach słyszałam tylko szum wiatru. Zero
czegokolwiek. Nawet bicia serca, oddechu, czy zwykłym małym
ćwierkających wróbelków.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz