Było już późno, zapewne zbliżała się północ. Mimo, że przez ostatnie
godziny starałam się zasnąć moje starania kończyły się na niczym,
przewracałam się tylko z boku na bok. Za każdym razem kiedy zamykałam
oczy czułam, że cały koszmar dzieje się na nowo. Bezustannie widziałam
krew wypływającą z rozszarpanych ciał, a cichy śpiew ptaków dochodzący z
zewnątrz mieszał się z jękami, które przecież tak naprawdę istniały
tylko w moim umyśle. Kilka razy słyszałam też krzyk przepełniony bólem, a
wtedy przez moje ciało przechodziły dreszcze. Przecież to nie miało
sensu, jeszcze kilka godzin spędzonych w tej norze i oszaleję. Nie
myśląc wiele zeskoczyłam z płaskiego głazu który służył mi za posłanie.
Przeciągnęłam się z trudem powstrzymując ziewnięcie i słuchałam dźwięku
jaki wydawały rozprostowywane kości. Wolnym krokiem skierowałam się do
wyjścia, a od nadmiaru świeżego powietrza zakręciło mi się w głowie.
Mimo to chłód nocy był tak przyjemny, że od razu poczułam ulgę. Ruszyłam
przed siebie patrząc rozglądając się wokół. To jasne gdzie zamierzałam
się wybrać. Szkoda byłoby marnować tak pięknej nocy. Nie minęła chwila
jak pokonałam las i zaczęłam kierować się na wschód. Nie znałam jeszcze
za dobrze wszystkich terenów, ale spostrzegłam że droga którą szłam
robiła się coraz bardziej górzysta i pokryta kamieniami, więc był to
dobry znak. Kiedy na horyzoncie zaczęły malować się ośnieżone szczyty
gór uśmiechnęłam się do siebie przyspieszając kroku. Do podnóża gór
dotrłam w krótkim czasie, ale nie miałam zamiaru wspinać się na sam
szczyt, który wydawał się znikać między chmurami we mgle. Zamiast tego
wybrałam łagodny szlak, którym pokonałam niższą część łancuchu. Droga
kończyła się sporym urwiskiem, to właśnie był cel mojej wędrówki.
Usiadłam tuż przy jej brzegu. To było piękne miejsce, które od razu
zapadło mi w pamięć, kiedy pierwszy raz rzuciłam okiem na okolicę.
Ukryte między skałami, z dala od jaskiń... Spokój i niedostępność tego
miejsca dawała mu niezwykłą aurę. Szczególnie pięknie wyglądało tu
niebo, wydawało się że wszystkie gwiazdy świeciły jaśniej. Od razu
wbiłam wzrok w nocne niebo zapominając o wszystkim. Przejrzyste niebo
było także dobrą okazją do innej rzeczy. Można było odczytywać
horoskopy. Bardzo lubiłam się tym zajmować, wydawało mi się że wróżby
naprawdę się spełniają. Bliźnięta, baran, byk... łatwo odnajdywałam
horoskopy. Na intensywnie granatowym niebie z łatwością dojrzałam małą,
świetlistą kulę. Wenus. Układałam to wszystko w całość, a kiedy
skończyłam... przeżyłam mały szok. Według horoskopu w najbliższym czasie
miało mnie spotkać coś złego, przed czym nie zdołam uciec. Jeszcze raz
spojrzałam w niebo, aby upewnić się że czegoś nie przeoczyłam. Nie.
Wszystko się zgadzało. Mimo, że nie była to najkorzystniejsza
przepowiednia postanowiłam zachować spokój i zająć się czymś innym. Mimo
to co chwilę odpływałam myślami zastanawiając się nad przyszłością. W
pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę. W dolinie znajdującej się pod
urwskiem, na którym teraz siedziałam dostrzegłam jakiś ruch. Zatrzęsłam
się nieco i wytężyłam wzrok. Mało co widziałam. Istota o chudej posturze
krążyła w dole energicznie przetrząsając każdy kawałek trawy, zupełnie
jakby czegoś poszukiwała. Oczywiście domyśliłam się, że to wilk,
najpewniej z watahy, ale jego niepokój mnie zaciekawił. Postanowiłam
przyjrzeć się z bliska. Jako, że dotarcie na dno wąwozu zajełoby mi
zdecydowanie za dużo czasu. Jedynym możliwym rozwiązaniem było rzucenie
się w dół. Oczywiście nie w tej postaci, to by się równało ze śmiercią.
Wzięłam głęboki oddech, po czym zmieniłam się w kruka, z trudem
powstrzymując się od wrzasku. Przemiana w małe zwierzę jest na szczęście
krótka. Zeskoczyłam z klifu rozkładając swoje nowe, czarne skrzydła i
poszybowałam w dół. Uczucie wiatru na skórze było takie przyjemne, że
niemal wynagrodziło mi niedawny ból. Zleciałam na dół i wylądowałam na
jednym z drzew w dolinie, niedaleko nieznajomego, a właściwie
nieznajomej. Poznałam bowiem w niej Rosaline, waderę z watahy. Nie
zwróciła na mnie szczególnej uwagi, nadal szukała czegoś w trawie.
Widząc to zmieniłam się z powrotem w wilka, przy czym straciłam
równowagę i zachwiałam się na gałęzi. Rosaline kątem oka dostrzegła mój
ruch i błyskawicznie odwróciła się w moim kierunku. Nieco się
przestraszyła, ale po chwili posłała mi uśmiech. W jej oczach widziałam
jednak, że nie ma chyba powodów do śmiechu.
<Rosaline?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz