poniedziałek, 30 listopada 2015

Od Cheshire

Było już późno, zapewne zbliżała się północ. Mimo, że przez ostatnie godziny starałam się zasnąć moje starania kończyły się na niczym, przewracałam się tylko z boku na bok. Za każdym razem kiedy zamykałam oczy czułam, że cały koszmar dzieje się na nowo. Bezustannie widziałam krew wypływającą z rozszarpanych ciał, a cichy śpiew ptaków dochodzący z zewnątrz mieszał się z jękami, które przecież tak naprawdę istniały tylko w moim umyśle. Kilka razy słyszałam też krzyk przepełniony bólem, a wtedy przez moje ciało przechodziły dreszcze. Przecież to nie miało sensu, jeszcze kilka godzin spędzonych w tej norze i oszaleję. Nie myśląc wiele zeskoczyłam z płaskiego głazu który służył mi za posłanie. Przeciągnęłam się z trudem powstrzymując ziewnięcie i słuchałam dźwięku jaki wydawały rozprostowywane kości. Wolnym krokiem skierowałam się do wyjścia, a od nadmiaru świeżego powietrza zakręciło mi się w głowie. Mimo to chłód nocy był tak przyjemny, że od razu poczułam ulgę. Ruszyłam przed siebie patrząc rozglądając się wokół. To jasne gdzie zamierzałam się wybrać. Szkoda byłoby marnować tak pięknej nocy. Nie minęła chwila jak pokonałam las i zaczęłam kierować się na wschód. Nie znałam jeszcze za dobrze wszystkich terenów, ale spostrzegłam że droga którą szłam robiła się coraz bardziej górzysta i pokryta kamieniami, więc był to dobry znak. Kiedy na horyzoncie zaczęły malować się ośnieżone szczyty gór uśmiechnęłam się do siebie przyspieszając kroku. Do podnóża gór dotrłam w krótkim czasie, ale nie miałam zamiaru wspinać się na sam szczyt, który wydawał się znikać między chmurami we mgle. Zamiast tego wybrałam łagodny szlak, którym pokonałam niższą część łancuchu. Droga kończyła się sporym urwiskiem, to właśnie był cel mojej wędrówki. Usiadłam tuż przy jej brzegu. To było piękne miejsce, które od razu zapadło mi w pamięć, kiedy pierwszy raz rzuciłam okiem na okolicę. Ukryte między skałami, z dala od jaskiń... Spokój i niedostępność tego miejsca dawała mu niezwykłą aurę. Szczególnie pięknie wyglądało tu niebo, wydawało się że wszystkie gwiazdy świeciły jaśniej. Od razu wbiłam wzrok w nocne niebo zapominając o wszystkim. Przejrzyste niebo było także dobrą okazją do innej rzeczy. Można było odczytywać horoskopy. Bardzo lubiłam się tym zajmować, wydawało mi się że wróżby naprawdę się spełniają. Bliźnięta, baran, byk... łatwo odnajdywałam horoskopy. Na intensywnie granatowym niebie z łatwością dojrzałam małą, świetlistą kulę. Wenus. Układałam to wszystko w całość, a kiedy skończyłam... przeżyłam mały szok. Według horoskopu w najbliższym czasie miało mnie spotkać coś złego, przed czym nie zdołam uciec. Jeszcze raz spojrzałam w niebo, aby upewnić się że czegoś nie przeoczyłam. Nie. Wszystko się zgadzało. Mimo, że nie była to najkorzystniejsza przepowiednia postanowiłam zachować spokój i zająć się czymś innym. Mimo to co chwilę odpływałam myślami zastanawiając się nad przyszłością. W pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę. W dolinie znajdującej się pod urwskiem, na którym teraz siedziałam dostrzegłam jakiś ruch. Zatrzęsłam się nieco i wytężyłam wzrok. Mało co widziałam. Istota o chudej posturze krążyła w dole energicznie przetrząsając każdy kawałek trawy, zupełnie jakby czegoś poszukiwała. Oczywiście domyśliłam się, że to wilk, najpewniej z watahy, ale jego niepokój mnie zaciekawił. Postanowiłam przyjrzeć się z bliska. Jako, że dotarcie na dno wąwozu zajełoby mi zdecydowanie za dużo czasu. Jedynym możliwym rozwiązaniem było rzucenie się w dół. Oczywiście nie w tej postaci, to by się równało ze śmiercią. Wzięłam głęboki oddech, po czym zmieniłam się w kruka, z trudem powstrzymując się od wrzasku. Przemiana w małe zwierzę jest na szczęście krótka. Zeskoczyłam z klifu rozkładając swoje nowe, czarne skrzydła i poszybowałam w dół. Uczucie wiatru na skórze było takie przyjemne, że niemal wynagrodziło mi niedawny ból. Zleciałam na dół i wylądowałam na jednym z drzew w dolinie, niedaleko nieznajomego, a właściwie nieznajomej. Poznałam bowiem w niej Rosaline, waderę z watahy. Nie zwróciła na mnie szczególnej uwagi, nadal szukała czegoś w trawie. Widząc to zmieniłam się z powrotem w wilka, przy czym straciłam równowagę i zachwiałam się na gałęzi. Rosaline kątem oka dostrzegła mój ruch i błyskawicznie odwróciła się w moim kierunku. Nieco się przestraszyła, ale po chwili posłała mi uśmiech. W jej oczach widziałam jednak, że nie ma chyba powodów do śmiechu.
<Rosaline?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz